Paryż jest dla ludzi pękniętych, napisałam dziś nieopatrznie znajomej, która mieszkała tu przez sześć lat i od kiedy tylko się przeprowadziła z powrotem do Warszawy, nie odwiedziła Francji. Nie dziwię się jej i stąd to zdanie; zdanie, znaczące tak wiele również dla mnie, wyklikane zupełnie nieopatrznie, jakby zamiast rozumu zadziałała podświadomość.
Zapewne jednak to nie podświadomość, a emocje wynikające z tygodniowego pobytu w Warszawie - mieście, za którego ulicami tęsknię (a raczej: za bezpieczną i znaną włóczęgą w godzinach bardziej wczesnoporannych, niż późnonocnych; za pewnością, dokąd pójść, żeby spotkać lubianych znajomych, a dokąd nie, by nie napotkać tych nielubianych; ostatecznie za słodką aż do poczucia mdłości bańką pozornej strefy komfortu). Za dużo pojawiło się tych emocji, za mało było czasu na ich uświadomienie - to, co jednak wybija się na plan pierwszy to fakt, iż na razie nie byłabym w stanie znaleźć miejsca w Polsce.
Wobec tego i jeszcze kilku innych aspektów tych kilku dni (jak zazwyczaj: najbardziej udane okazują się spotkania najmniej pewne, jakby przypadkowe, z dawno niewidzianymi osobami; najciekawsze opinie czy sugestie słyszy się od osób "drugiego stopnia", niekoniecznie zawsze od najbliższych) z ulgą powróciłam do Paryża, a potem napisałam właśnie zdanie o pęknięciu. I rzeczywiście: znajomi, z którymi się spotkałam tutaj, najczęściej wyjechali z powodu złamanego serca, niemożności znalezienia własnej drogi, zrozumienia, o co tak naprawdę im chodzi (niewłaściwe skreślić/właściwe połączyć). Zastanawiam się, skąd bierze się to podleganie schematowi (na przykład: podróż do Paryża chcącej uprawiać "poważną sztukę" młodej kobiety, nieco zbyt emocjonalnej, nieco zbyt intelektualnej, nieco zbyt egzaltowanej) - czy nie jest to Jungowska nadświadomość zbiorowa? A może po prostu karmienie się pustką, nicością, czymś, co nie istnieje?
Paryż jest dla ludzi pękniętych może właśnie poprzez to nagromadzenie mitów, przez które sam staje się wydmuszką. Mitów obecnych wszędzie, od akordeonistów grających Piazzollę i Bacha w korytarzach metra, poprzez reklamy perfum na każdym przystanu autobusowym, aż do widoku Sekwany i wielości mostów na niej, na czele z caraxowskim Pont Neuf.
A tymczasem w ramach polskich sentymentów od powrotu do Paryża słucham przede wszystkim Niemena.