- duszącego zapachu owoców morza w weekendy,
- narzekania na tycie poprzez nadmierne spożywanie bagietki i serów,
- bycia wyrwaną z kontekstu oraz anonimowości,
- świadomości, że oto mieszkam w mieście, w którym podczas jednej doby może się zdarzyć wszystko, co najgorsze i najlepsze, itp. itd.
- kilkorga niesłychanie wyjątkowych osób i potencjalności, jaka zawiera się w nawiązywaniu ciągle nowych relacji,
- względnego braku bagażu emocjonalnego,
- spacerów, spacerów, jeszcze raz spacerów.
Czego z pewnością nie będzie mi brakować:
- zanieczyszczenia i obsesyjnego mycia rąk po każdorazowym korzystaniu z metra,
- permanentnego poczucia, że kontakt z Francuzami ujmowanymi jako nacją jest nieosiągalny, ich klasowości oraz coraz silniej eksponowanej frustracji,
- beznadziejnej kawy,
- przerażającej pustki metropolii, bo mało kto jest w stanie wytrzymać w Paryżu dłużej niż miesiąc bez wyjazdu choćby na weekend.
Bloga zostawiam głównie dla siebie, jako ogólny dowód na to, że ten rok rzeczywiście miał miejsce. Nie ukrywam, że pozostawiam go również z nadzieją, że za rok wrócę do jego pisania - w wersji ponownie paryskiej lub nowej, nowojorskiej. Do zobaczenia za chwilę.