czwartek, 29 maja 2014

Time after time

Sama nie spodziewalam sie naglego zwrotu akcji w postaci decyzji o powrocie do Polski na przyszly rok; de facto jednak zaliczylam hermeneutyczne kolo (w koncu taki wlasnie byl plan). Koszmary minely jak reka odjal, a widelki miedzyczasu, w ktorym znajdowac sie bede przez najblizsze dwa miesiace sa wyjatkowo przyjemna perspektywa.

Dzis, po bodaj jednym z najszczesliwszych wieczorow w Paryzu, odkad tylko sie tu pojawilam (nauka francuskiego z przyjacielem; oczekiwanie do 22 na zachod slonca miedzy Tuilieries a Luwrem; spacer po tutejszych mostach. Idealne poczucie rownowagi miedzy znanym i nieznanym) zrozumialam, czego najbardziej brakuje mi w tym miescie. Chodzi o wiatr i powietrze. Powietrze jest tu tak zanieczyszczone, ze miesiace nie pachna. Tesknie za warszawskimi zapachami nie dlatego, ze sa warszawskie - brakuje mi po prostu zapachu drzew, zapachu wiatru, kolejnych zmieniajacych sie miesiecy. Jedyne, co moge tu poczuc, to zapach spalonego plastiku w metrze, perfumy ludzi wychodzacych z drogich sklepow przy St. Honoré, nieprzyjemny zapach bezdomnych. Od dwoch tygodni unosi sie nad miastem ta sama, mleczna kopula z chmur, przecinana niekiedy anemicznym deszczem. Dzis wreszcie bylo inaczej, chmury rozwarstwily sie i tworzyly pole szaro-rozowej kapusty, a nad nami, siedzacymi w pustym centrum Paryza lataly jaskolki.

W zasadzie moge jeszcze wszystko odkrecic, sytuacje w pracy spokojnie da sie zmienic (szczegolnie, ze chce z nami wspolpracowac agenda Komisji Europejskiej). Powrot ten wydaje mi sie jednak dobrym pomyslem. Prawda? 

czwartek, 22 maja 2014

Out of

Dobra wiadomosc: wyglada na to, ze mam gdzie mieszkac do polowy lipca. Dobra wiadomosc nr 2: rozpoczelam swoj pierwszy w zyciu kurs francuskiego, i to poczawszy od poziomu B1. Dobra wiadomosc nr 3: mam juz numer opieki socjalnej, czyli jesli uderzy mnie tu piorun, moja rodzina nie bedzie musiala placic 60 000€ za pobyt w szpitalu. Zla wiadomosc: mozliwe, ze bede musiala poszukac nowej pracy.

I choc ostatnio jestem tu szczesliwa, jak chyba jeszcze nigdy wczesniej, tak tez czuje sie najmniej pewnie od czasu przyjazdu. Sprawy, zamiast sie rozjasniac, raczej sie zaciemniaja, problemy z komunikacja nie wynikaja z jego niefajnosci - juz predzej z moich bledow, powodowanych nieufnoscia wobec samej siebie, duzym zmeczeniem psychiki i ciaglym staniem w rozkroku. Ten rozkrok nie dotyczy sprawy powrotu do Polski, naprawde chce tu zostac. Chodzi o proby pogodzenia pracy, nauki jezykow, nauki wlasnej oraz pisania (a warto byloby miec jeszcze zycie...).

Mam nadzieje, ze ten pat rozwiaze sie w ciagu najblizszego miesiaca.

czwartek, 8 maja 2014

It's never over

Od 1 czerwca znowu rozpoczne wloczege po czyichs mieszkaniach, tym razem na okolo dwa tygodnie. Moja dotychczasowa przestrzen zyciowa zaczela robic sobie we mnie przestrzen dla depresji, wiec czym predzej musze stad uciec. Wczoraj musialam wpasc na herbatke informacyjna do wlascicieli. Trzymalam sie dzielnie do momentu, w ktorym pieprzony buddysta (co za przyklad na to, jak mozna komus obrzydzic najblizsza dotad filozofie!) zaczal rozwodzic sie nad tym, jak to ukrainska rewolucje sponsoruja Amerykanie, tak samo, jak wczesniej sponsorowali te w Libii, Syrii i jeszcze kilku innych miejscach. Dodal jeszcze, caly napuszony, ze za kazdym razem, gdy sie modli swoim naaaah-mo-reeenge-khoo, modli sie o jak najdluzsze zycie Wladimira Putina.

Niestety nie wystarczylo mi milosierdzia na tyle, by nie pomyslec o nim zle.

Nie dziwnym jest wiec, ze gdy od nich wyszlam, poczulam ogromna ulge. Mimo wizji tulania sie i wielkiego znaku zapytania, jakim jest czas od wrzesnia (sierpien spedzam w Polsce, jesli ktos mialby pokoj do odstapienia...), jestem tym mniej przestraszona niz bylam tuz po powrocie. Wpadanie w paryski brud i zanieczyszczenie powietrza boli bardziej, niz polska negatywna energia. 

Kierunki studiow do aplikacji za rok juz wybrane, od poniedzialku zaczynam miesieczny kurs francuskiego (wreszcie!). W ciagu najblizszych 12 miesiecy musze tylko: pracowac na pelen etat, doprowadzic do perfekcji dwa jezyki, napisac prace o Derridzie i zdac egzaminy, pisac, zyc. Musi sie jednak udac, nie ma wyjscia. Szczegolnie, ze ludzie, jakich ostatnio poznaje, sa (az boje sie to napisac!) dosc fantastyczni. 

Niemniej jednak, wizyty w Paryzu w lipcu mile widziane!