Niepostrzezenie dzieje sie tak wiele, dnie mijaja tak szybko, ze nie sposob nawet tego usystematyzowac. Przypominam sobie to co wtorek, stojac na przejsciu dla pieszych przy Les Sablons: bywam tam tylko raz w tygodniu, a wydaje sie, jakby co dzien. Pisaniu nie pomaga fakt, ze jeden absurd zastepuje drugi, ostatnio one gromadza sie wokol mnie, jakbym byla magnesem. Tym magnesem jest chyba szczegolny rodzaj bezradnosci/niezdarnosci, stanowiacy w momentach metamorfozy glowna ceche mej osobowosci - pewnie stad pojawienie sie kelnera-psychopaty, namolnego quasi-ucznia (mialam go uczyc polskiego...), a wreszcie - druga kradziez telefonu w ciagu 6 miesiecy.
Tymczasem jednak - choc cos krzyczy w srodku "wracaj czym predzej do domu!" - wszystko wskazuje na to, ze zostane w Paryzu. Na obecnym etapie sprawy maja sie nastepujaco: w polowie kwietnia wpadam do Polski, by zarejestrowac wlasna dzialalnosc gospodarcza, ktora bedzie realizowac zlecenia dwoch paryskich firm. W najgorszym razie stacjonowac tu bede do konca wakacji; w najlepszym... Nie wiem. Tym bardziej, ze pojawiaja sie zaowalowane lub nie oferty (wspol)pracy z Warszawy i Krakowa. Dobrze jednak byloby wrocic do Polski z rzeczywistymi umiejetnosciami, a nie tylko ladnymi wizytowkami.